Prezydent Korei Południowej na wiosnę 2022 roku kończy urzędowanie. Pięcioletniej kadencji nie można przedłużyć o kolejną, zgodnie z prawem prezydentem państwa można być jedynie raz. Od miesięcy trwa zmasowany atak na Moon Jae-ina, którego nadchodzącą polityczną słabość wykorzystuje odsunięte przez niego od władzy środowisko konserwatystów.
Moon Jae-in obejmował najważniejszy urząd w państwie w maju 2017 roku. Wówczas po kilku miesiącach politycznego zamieszania z prezydenturą musiała pożegnać się Park Geun-hye, konserwatystka. Na jesieni 2016 roku Park oskarżono o szereg działań, które podważały zarówno powagę urzędu jak i bezpieczeństwo państwa. Na rzekomo znalezionym przypadkiem tablecie Choi Soon-sil, bliskiej przyjaciółki ówczesnej prezydent znaleziono przemówienia pisane dla głowy państwa. Okazało się także, że przychylność Park można było kupić za miliony dolarów. Ponownie liczyła się osoba tajemniczej pani Choi. Wystarczyło przeznaczyć odpowiednio wysokie kwoty na jeździectwo, hobby jej córki, a południowokoreański pałac prezydencki odnosił się przychylnie do życzeń koncernów.
Prezydent Park została odsunięta od władzy, skazana na lata więzienia, a podczas ponownego rozpatrzenia jej sprawy na początku 2021 roku sąd podtrzymał karę 22 lat odsiadki. Jeżeli nie pojawią się nowe okoliczności była głową państwa wyjdzie na wolność dopiero w 2039 roku. W połowie stycznia 2021 roku prezydent Moon odniósł się do próśb konserwatystów o ułaskawienie Park Geun-hye kategorycznie odmawiając jakiejkolwiek interwencji. Stwierdził, że nie czas na takie decyzje, choć w przeszłości prezydenci cofali podobne kary wymierzane swoim poprzednikom.
Prezydent Park nie jest osamotniona jako była głową państwa skazana na lata więzienia. Nieco mniej niż ona, bo wyrok nie 22 a 17 lat odsiaduje jej poprzednik, również konserwatysta, Lee Myung-bak. W jego sprawie nie doszukano się żadnych niezwykłych wątków tajemniczych doradców. Chodziło o tradycyjną korupcję i łapówki na miliony dolarów.
Moon podczas swojej wypowiedzi z okazji nowego roku stwierdził, że to niezbyt fortunne dla kraju, by dwoje poprzednich prezydentów znajdowało się w więzieniu, jednak popełnione przez nich czyny spowodowały wiele cierpienia dla narodu i obywateli. Obecny prezydent wyklucza możliwość ułaskawienia poprzedników, ponieważ wprowadziłoby to niepotrzebne jego zdaniem podziały w społeczeństwie i skłóciło Koreańczyków, którym zamiast sporów potrzebna jest siła działania razem podczas walki z pandemią.
Prezydent wie, co mogłoby się stać, gdyby zgodził się na ruch, o który prosi go opozycja. Choć zdarzało się, by liberał ulaskawiał konserwatystów – Korea Południowa ma niechlubną tradycję sądzenia byłych prezydentów i skazywania ich na wieloletnie więzienie; Park i Lee za kratkami nie stanowią niestety pod tym względem wyjatku – to równocześnie rządy Moona miały przynieść nową jakość i ukrócić to, co przez lata narosło na społeczeństwie niczym wrzód. Moon-liberał miał udowodnić Koreańczykom, że działanie konserwatystów prowadziło donikąd i jedynie wzmacniało społeczne nierówności i korupcję. Wybrano go jako zbawcę narodu i moralności. Niecałe cztery lata po zaprzysiężeniu i na moment przed rozpoczęciem ostatniego roku urzędowania okazuje się, że król jest nagi i działa w taki sam sposób, jak jego przeciwnicy.
Przez ostatni rok na Południu nie udawało się poza walką z wirusem praktycznie nic. Moona krytykowano za nieudolność wobec Kim Dzong Una na Północy, za roztrownienie kapitału przyjaźni i porozumienia, który udało się zgromadzić w 2018 roku podczas dyplomatycznej odwilży z Pjongjangiem. Najmniej zarabiający i poszkodowani przez wielkie firmy wskazywali, że prezydent, który przed laty dał się poznać jako obrońca praw człowieka i adwokat broniący walczących o demokrację, pozostaje obojętny na ich apele o pomoc w trudnej sytuacji życiowej. Zarzucano mu niesłowność i oportunizm. Miał nie przejmować się systematycznie spadającym poparciem społecznym i skupiać jedynie na obsadzeniu kluczowych stanowisk swoimi ludźmi. Choć w ten sposób zachowuje się każda władza, Moon obiecywał nową jakość, a jego ludzie okazywali się tak samo pogrążeni w aferach jak ich poprzednicy.
Za wcześnie wyrokować całkowitą niemoc decyzyjną Moon Jae-ina, ale jednym z gwoździ do jego politycznej trumny z pewnością okaże się reforma prokuratury. Prezydent forsuje ją od roku, twierdzi, że prokuratorzy, na czele z generalnym, Yoon Seok-youlem, są mu nieprzychylni i trzymają stronę konserwatystów. Poprzedni minister sprawiedliwości Cho Kuk, zaufany człowiek prezydenta utrzymał się na na jesieni 2019 roku na stanowisku niecałe półtora miesiąca. Prasa szybko wyciągnęła mu szereg skandali z udziałem jego rodziny i Cho podał się do dymisji. Jego następczyni Choo Mi-ae przygotowano podobne powitanie w atmosferze skandalu, jednak pani minister wytrzymała ponad rok, niemal usunęła prokuratora generalnego, jednak sąd najwyższy odrzucił jej wniosek i sytuacja wróciła do normy. Prokurator został, a prezydent musiał ponownie wymienić szefa resortu sprawiedliwości.
20 stycznia 2021 roku, dzień przewidziany jako inauguracja Joe Bidena na stanowisku nowego prezydenta USA, przyniósł nieoczekiwaną decyzję na Południu. Moon Jae-in zdymisjonował dotychczasową szefową spraw zagranicznych, Kang Kyung-wha, która cieszyła się dużym szacunkiem w kraju i na świecie. Jej miejsce bez wyjaśnienia powodów tej decyzji zajął doradca ds. bezpieczeństwa Chung Eui-yong. Podczas dyplomatycznej odwilży Chung spotykał się z Kim Dzong Unem i brał aktywny udział w tworzeniu nowej polityki wobec Północy. Z pewnością ten ruch można odczytywać jako próbę wprowadzenia nowej jakości w dialogu między Koreami wobec nowego przywódcy Stanów Zjednoczonych.
W międzyczasie otworzył się kolejny front, na polu którego można było krytykować Moona i jego administrację. W Korei Południowej przed kilkoma miesiącami wprowadzono zmiany w sposobie rozliczania cen nieruchomości. Rynek zawrzał i wciąż trwają na nim zawirowania. Hong Nam-ki, wicepremier i minister finansów również padł ofiarą nowych zasad.
Sprawa nie jest znana szerzej na świecie, choć w samej Korei wywołuje wiele emocji. Na Południu wynajmuje się mieszkania w systemie nazywanym „jeonse” (polska wymowa to mniej więcej „dzonse”). Najemca płaci duży depozyt z góry zamiast uiszczać comiesięcznych opłat za czynsz. Kaucja wraca do niego bez odsetek po zakończeniu umowy.
System stworzono w latach 70. ubiegłego wieku, gdy gospodarka Korei szybko się rozwijała. Kraj nazywano jednym z azjatyckich tygrysów, mówiono o ekonomicznym „cudzie nad rzeką Han”, nad którą leży Seul. Do stolicy masowo przeprowadzali się ludzie z całego kraju w poszukiwaniu pracy. Nie stać ich było na własne mieszkania, zostawał zatem wynajem. Z kolei właściciele nie mogli jeszcze liczyć na pożyczki od banków, pozostawał zatem taki półśrodek w postaci wysokiej kaucji stanowiącej niepełną wartość mieszkania. Umowie towarzyszyła klauzula o tym, że w momencie utraty stałych zarobków wynajmujący nie zostanie eksmitowany przez co najmniej dwa lata. W modelu jeonse po wpłacie wysokiej kaucji nie trzeba płacić miesięcznych opłat.
Prezydent Moon Jae-in od miesięcy zapowiadał wprowadzenie nowego urzędu nadzorującego sytuację na rynku wynajmu mieszkań. Na czele takiej organizacji miałby stanąć rządowy urzędnik w randze wiceministra. Decyzji obawiają się obywatele, a analitycy rynku twierdzą, że podobne rozwiązanie zastosował jedynie nieżyjący już prezydent Wenezueli Hugo Chavez. Powołany przez niego urząd kontrolował ceny żywności oraz mieszkań. Porównanie do Chaveza, zagorzałego komunisty, jest tym bardziej istotne w Korei Południowej, ponieważ prezydent Moon uważany jest za komunistę, który ukrywa swoje prawdziwe poglądy. Jego polityczni politycy z ugrupowań konserwatywnych zarzucają mu, że coraz częściej działa na niekorzyść własnego kraju i faworyzuje interesy zarówno skorumpowanych znajomych (miał zwalczać korupcję) oraz Pekinu. Pojawiają się także argumenty o sfałszowane wyborów parlamentarnych zorganizowanych w szczycie pandemii w kwietniu 2020 roku.
Jeżeli chodzi o rynek nieruchomości to na wniosek prezydenta wprowadzono z końcem lipca 2020 roku nowe prawo. Zgodnie z nim interesy wynajmujących miały podlegać większej niż dotychczas ochronie. Nie można było wyrzucić wynajmującego przez kolejne dwa lata po przyjętym zwyczajowo dwuletnim buforze towarzyszącym umowie jeonse (system nazwano 2+2). Nie można było również udzielić kredytu mieszkaniowego, jeżeli wprowadzenie się nastąpiłoby po dłużej niż sześciu miesiącach od przyznaniu pożyczki. Działania spowodowały nieprzewidziany chaos.
Najnowsze dane zebrane przez organizacje oferujące pomoc prawną informują o ponad 60-proc. wzroście skarg w sporach wynajmujących z właścicielami mieszkań wobec poziomu sprzed roku. Połowa przypadków dotyczy wymówionych nagle umów ze względu na podwyżki. W Korei ceny mieszkań rosły z miesiąca systematycznie, ale po zmianie przepisów nastąpił znaczny wzrost. We wrześniu 2020 roku zwiększyły się o statystycznie rekordowe 0,78 proc., niemal pięciokrotnie więcej niż dotychczas
Prezydent nakazał swoim urzędnikom, by w ramach dobrego przykładu dla innych, sprzedali posiadane przez siebie nieruchomości pozostawiając sobie jedynie mieszkanie, w którym sami żyją. Na taki krok zdecydował się wspominany wicepremier i w sierpniu 2020 roku sprzedał swój apartament w mieście Uiwang pod Seulem.
Wobec podwyżek i systemu depozytów, który nie jest w stanie zareagować na wzrost kosztów właściciele mieszkań wypowiadają umowy. Spotkało to także wicepremiera Hong Nam-ki, który musi wyprowadzić się ze swojego mieszkania w stołecznej dzielnicy Mapo do końca stycznia 2021 roku. Z tego względu ludzie, którzy znaleźli się w takich kłopotach, mówią o sobie, że są jak „Hong Nam-ki”.
Dodatkowo nowe prawo chroni osobę wynajmującą od Honga sprzedane mieszkanie. Nie można jej teraz kazać eksmitować, ponieważ nie tylko deklaruje chęć mieszkania przez kolejne dwa lata, to także ze względu na podwyżki nie stać jej na przenosiny w inne miejsce i wzięcie kredytu na własne mieszkanie. Lokalne media twierdzą, że umowa sprzedaży mieszkania wicepremiera zostanie nawet unieważniona i będzie on musiał oddać jeonse wpłacone przez nowego kupca. Ten z kolei nie uzyska kredytu, bo Hong nie zwolni sprzedanego mieszkania w ciągu wymaganego obecnie pół roku.
Nie wiadomo, co rząd zamierza zrobić w tej sytuacji, ponieważ jak na razie nie opracowano planów awaryjnych. W Korei jest ok. 20 mln gospodarstw domowych, z których 8,7 mln nie ma własnego mieszkania. 40 proc. wynajmujących korzysta z mechanizmu jeonse. Media od stycznia 2021 roku informują o nowym rządowym planie wsparcia kredytów dla młodych. System wynajmu ma zostać dostosowany do reszty świata i pomagać w osiąganiu życiowej stabilizacji zamiast wprowadzać chaos w życiu obywateli. Jednak od roku cała sytuacja przypomina bardziej scenariusz filmu „Parasite”. Koreański obraz dostał w 2020 roku Oskara nie tylko jako najlepszy film zagraniczny, ale także najlepszy na całym świecie. Wszędzie widzowie mogli zobaczyć na własne oczy, jak trudno żyje się w obecnej Korei Południowej, gdy należy się do tych gorzej sytuowanych. Film zrobiono bardzo przekonująco, wiadomość o prawdziwej twarzy Południa poszła w świat. Pytanie, co teraz zrobią z tym politycy.

rafał tomański
Dyrektor Działu Chin i Azji Wschodniej. Dziennikarz, japonista, autor książek o Japonii i obu Koreach. Pracował w Pekinie jako korespondent PAP na Azję. Wielokrotnie relacjonował międzynarodowe szczyty w tamtym regionie dla polskich mediów, m.in. G20 w Hangzhou w 2016 r. i Osace w 2019, czy drugi szczyt Trump-Kim w Hanoi w 2019 roku.
Od czerwca 2020 roku prowadzi „Środek od środka”, cykl nagrań przybliżających azjatycką historię, kulturę, literaturę i życie codzienne na rozmaitych platformach społecznościowych.